To, że ludzie ekscytują się postanowieniami Rady Języka Polskiego, jest jakoś zrozumiałe, dowodzi tego, że interesują się językiem, jego losami i przemianami. Niepojęte jest to, że przejmują się nimi pisarki i pisarze, że piszą: odtąd trzeba będzie pisać tak, a nie śmak. Skąd u twórców literatury takie przywiązanie do regulacji, słownikowej normy, urzędowych rozporządzeń? Literatura jest od tego, żeby rozwalać i rozpulchniać język, a nie stosować się do norm. Słowniki powstają dzięki dziełom literackim; o wiele rzadziej (choć dałoby się wyliczyć kilka przykładów wybitnych) dzieła literackie dzięki słownikom. Ale nawet gdy tak się dzieje, idzie o leksykalną przygodę, a nie pilnowanie reguł. Literatura rodzi się z ducha anarchii. Pisarze mają psuć język, wnosić do niego to, co regule się wymyka, a co pozostaje jednostkowe. Pisarki, pisarze, piszcie brzydko! „Pensjonat” napisałem brzydko. Zażydziłem, zachwaściłem, popsułem jego polszczyznę, żeby grała. Połamałem tu i ówdzie gramatykę, żeby wybrzmiało to, co niesłyszane. Świat się nie zawalił, nawet nagrodę mi przyznano, choć niepaństwową. Pisarki, pisarze, piszcie tak, jak wam w duszach gra! Jeszcze do was przyjdą po radę.
— Piotr Pazinski